O metaforycznym postrzeganiu świata I

Umysł generuje użyteczną symulacje świata, w której się porusza, którą analizuje i na podstawie której działa. Ma on swój charakterystyczny sposób kodowania i rozumienia informacji dochodzących do niego. Po pierwszych dwóch zdaniach truistycznego wprowadzenia można dodać, że świat jest dla niego metaforą. Wiele zjawisk jest tłumaczonych w metaforyczny sposób, poprzez ujmowanie ich w kategoriach naszych najbardziej podstawowych doświadczeń. Wiemy to z obserwacji naszego języka. Zajmuje się tym językoznawstwo kognitywne, które bada relacje pomiędzy językiem, którego używamy, a naszym umysłem. Bo rozsądne wydaje się być założenie, że to właśnie język jest odbiciem sposobu funkcjonowania umysłu, który z kolei stara sobie uprosić życie i tłumaczy sobie pewne pojęcia przy użyciu innych, znacznie prostszych.

metafory1

Rusztowanie z metafor

Kojarzymy pozytywne doświadczenia, takie jak szczęście, z górą (Happy is up, Sad is down) i umieszczamy je wyżej niż te smutne. Jest to jedna z wielu metafor orientacyjnych. Używamy zwrotów takich jak To podniosło mnie na duchu lub Doznawać wzlotów i upadków (chyba, że wpadłeś w depresję  lub czujesz się dennie) bez specjalnej refleksji na temat ich pochodzenia. Dlaczego akurat góra?

Z doświadczenia i obserwacji naszego ciała. Gdy czujemy się smutni mamy raczej zgarbioną sylwetkę. Gdy czujemy się dobrze chodzimy wyprostowani.  I tak prosta obserwacja fizyczna staje się rusztowaniem doświadczeniowym dla metafory, która pomaga posługiwać się tak nieostrym terminem jak szczęście. Podobnie jest ze stanem zdrowia (Health and life are up, Sickness and death are down), gdy jesteś u szczytu swych sił lub masz zjazd i nikniesz w oczach. A to dlatego, że choroba często wymusza na nasz położenie się i odpoczywanie zamiast stania i działania, natomiast słabość (i śmierć) ogólnie sprawiają, że przegrywamy walkę z grawitacją.

Bardziej abstrakcyjne (i przez to trudniejsze go ogarnięcia) pojęcia też muszą się opierać na tych prostszych. Dlatego właśnie czas to pieniądz. Inwestuję czas w napisanie tego posta, przez co Ty zaoszczędzisz czas na przeszukiwaniu źródeł, co zrobiłem już za Ciebie. Chyba, że temat będzie interesujący i akurat będziesz dysponować czasem, to sobie dodatkowo na ten temat pogooglujesz. 🙂

Metaforyczny sposób ujmowania świata nie tylko pozwala nam zebrać do kupy informacje i sprawnie się posługiwać pojęciami. Nie jest też tylko opakowaniem dla pojęć i wygodnym ujęciem informacji, których używamy. Wiele pojęć po prostu JEST metaforami. To nie jest tak, że czasami stosujemy metafory. My nimi myślimy. Rodzaj metafory pojęciowej determinuje charakter samego pojęcia. Odmienna metafora mogłaby sprawić, że postrzegalibyśmy te same rzeczy i zjawiska w kompletnie inny sposób.

Utarło się w naszym społeczeństwie, że argumentowanie (lub szerzej dyskusja) przedstawia się w perspektywie wojny (Argument is war). Twój argument trafił do niego, dlatego wygrałeś dyskusję. Widocznie zbyt ciężko było mu obronić jego zdanie, jeśli wyłapałeś każdy słaby punkt rozumowaniaMówimy cały czas o dyskusji, jednak pod spodem można wykryć wojenną terminologię. Nie jest ona używana jedynie jako „przenośnik” dla informacji, ale też kształtuje sposób myślenia o nich. Często sam termin „dyskusja” kojarzy się z lekkim napięciem i bronieniem swojej racji (nie zawsze, ale jednak).  Gdybyśmy posługiwali się inną metaforą, na przykład porównując argumentowanie do tańca, to inaczej byśmy rozumieli samo pojęcia argumentowania. Wtedy dyskusja wymagała by współpracy i synchronizacji. Może trzeba było by wyczuć punkt widzenia rozmówcy (tak jak muzykę)? W takiej społeczności, gdzie dyskusja jest sztuką (tańcem), dyskusje wyglądały by z goła inaczej. Nam ciężko nawet zaakceptować taką metaforę, bo nie pasuje nam do naszego pojęcia argumentowania.

Te i wiele więcej przykładów znajdziecie w książce Metafory w naszym życiuWielu z Was powinno w tym miejscu zaprotestować mówiąc, że jakaś tam książka to zdecydowanie za mało, aby podeprzeć tak odważną tezę. A ja na to odpowiem…

Robiono badania

Bazą doświadczeniową dla metafor są przede wszystkim doznania empiryczne. Dotyk jest jednym z podstawowych zmysłów, który służy zamierzonemu i świadomemu poznawaniu otoczenia. Za pomocą rąk eksplorujemy otoczenie, manipulujemy im, poznajemy fakturę przedmiotów, ich wagę oraz twardość. Na tej podstawie nieświadomie budujemy wiele metafor. W Science w 2010 roku pojawił się artykuł naukowy, w którym wykazano, że manipulacja bodźcami dotykowymi wpływa na nasze decyzje oraz opinie społeczne. Mostem, który to umożliwiał, były właśnie metafory.

metafora3

Ciężkie znaczy ważne

Ważność danej sprawy często postrzegamy w kategoriach jej wagi. Stąd sprawa wielkiej wagi lub brzemienny w skutki. To, co jest ważne, jest ciężkie, a to co lekkie – nie. Zaczepiano więc przechodniów i proszono ich o ocenę CV potencjalnego kandydata ubiegającego się o pracę. Ci, którzy otrzymali CV na znacznie cięższych podkładkach (2041 gramów) oceniali kandydatów o wiele lepiej, niż badani z lekkimi podkładkami (340 gramów). Waga podkładki miała także wpływ na ocenę tego, jak ważne jest finansowanie przez rząd pewnych kwestii publicznych takich jak zanieczyszczenie powietrza czy standardy łazienek publicznych.

Gładkie znaczy łatwe

Podobnie rzecz się miała w innych eksperymentach, w których przed głównym badaniem należało układać puzzle o szorstkiej lub gładkiej powierzchni, co odbijało się znacząco na sposobie oceniania interakcji społecznych. Szorstkie/gładkie jest metaforycznym konstruktem dla takich pojęć jak trudne/łatwe (gładko poszło, idzie jak po maśle). Taka drobnostka jak szorstka faktura puzzli ma duży wpływ i stawia opisywane sytuacje w gorszym świetle przez co badani oceniali ja jako mniej przyjazne czy oparte na współzawodnictwie a nie współpracy. Wow.

Te same puzzle sprawiały, że badani byli skłonni do mniejszego ryzyka w grze w ultimatum, gdyż zdobyte w eksperymencie pieniądze wydawały się trudniejsze do zbobycia. Oddawali więc większą cześć swojej kasy, gdyż bali się odrzucenia swojej oferty.

Gra w ultimatum, w ogromnym i obrzydliwym skrócie, polega na tym, że gracz A otrzymuje pewną kwotę pieniędzy, której część musi oddać graczowi B. Gracz A może oddać dowolny ułamek swoich pieniędzy, jednak jeżeli gracz B odrzuci propozycje, to oboje zostają z niczym. Wnioski wypływające z eksperymentów o grze ultimatum są tematem na osobnego i długieeeeego posta.

Twarde znaczy stabilne i nieustępliwe

Osoby twarde to te, które nie dają się tak łatwo ponieść emocjom. Osoby stabilne i nieustępliwe. Tak przynajmniej opisujemy je przy użyciu metafor. Instrukcja znowu jest banalnie prosta. Daj komuś do rąk twardy kawałek drewna lub miękki koc i obserwuj jak zniekształcasz jego postrzeganie świata. Prawdopodobnie będzie miał serce z kamienia lub stanie się miękką kluchą. Zwykły kawał drewna w rękach sprawia, że badani oceniają inną osobę jako nieugiętą i surową. Znacznie bardziej niż Ci, którzy mieli kontakt z mięciutkim kocem. Co ciekawe, żadna z grup nie oceniała gościa bardziej pozytywnie. Odczucia były ambiwalentne, zmieniały się jedynie używane przymiotniki.

Jeżeli masz w planach kupować mieszkanie lub samochód, to koniecznie przyjrzyj się krzesłu, na którym siadasz. To samo zrobili naukowcy w ostatnim badaniu ze swojego artykułu. Wyobraź sobie, że chcesz kupić samochód i targujesz się ze sprzedawcą. Masz dwie szanse. Jeżeli pierwsza zostanie odrzucona, to zawsze możesz złożyć drugą ofertę. Siedząc na twardym drewnianym krześle postrzegasz swojego rozmówcę jako osobę mniej emocjonalną i bardziej surową. Jednocześnie samemu stajesz się mocniejszym przeciwnikiem w negocjacjach, bo Twoja druga oferta nie obniża się w stosunku do pierwszej tak dramatycznie jak grupie z miękkimi krzesłami. Twardość wpływa na naszą percepcję. Sprawia, że nasze nieświadome etykietkowanie zbliża się ku surowości, nieustępliwości i stabilności.

Metaforycznie rzecz ujmując

Wydaje się to nieintuicyjne, że tak niewielkie zmiany w naszym otoczeniu mogą się na nas odbijać. W końcu nikt nie czuje się dobrze z myślą, że twardość krzesła lub waga podkładki może wpływać na nasz sposób bycia. Coraz więcej pojawia się dowodów sugerujących, że umysł daje się w takich sprawach oszukiwać, co mocno uderza w nasze poczucie racjonalności. Nie są to zmiany drastyczne. Faktura przedmiotów, z którymi mamy kontakt, nie zmienia diametralnie naszej osobowości i nie robi z nas zajebistych negocjatorów lub totalnych lekkoduchów. Zmiany te jednak się pojawiają i mówią (a raczej drą japę) nam o tym, na jakich zasadach działa nasz umysł. Umysł cholernie sprytny i ułatwia sobie życie gdzie tylko się da. Prawdopodobnie właśnie dlatego jego rozumienie świata bazuje na metaforach. A przedstawione badania to dopiero początek, za którym kryją się eksperymenty śledzące aktywność mózgu lub naukowcy przyglądający się naszemu rozumieniu złości i temperaturze panującej w pokoju. Tym przykładom przyjrzymy się jednak w następnej części.

Jakie to uczucie dowiedzieć się, że Twój mózg jest urodzonym poetą?

Mind-wandering II: Korzyści z wędrujących umysłów

Na pierwszy rzut mózgu wydaje się, że odpływanie myślami jest zjawiskiem nieporządanym. Bardzo często (na przykład ja w poprzednim wpisie) demonizujemy akty mind-wanderingu, dostrzegamy jedynie jego ciemne strony a tych, którym ciężko utrzymać myśli na wodzy, postrzegamy jako mniej ogarniętych. Trzymanie umysłu w ryzach nie zawsze dobrze mu służy. Puszczanie swoich myśli bez kontroli okrzyknięte zostało opozycją dla mindfulness (czyli skupianiu się na chwili obecnej/byciu tu i teraz), ale odbiera dostęp do wielu profitów, które przynosi swobodnie wędrujący umysł. Bo jeżeli odlatywanie w krainy fantazji jest czymś niekorzystnym, to niby dlaczego tak często to robimy?

Planowanie autobiograficzne

To, że  umysł często wypieprza na orbitę pt. Sorry, zamyśliłem się jest rzeczą oczywistą. Ważniejszym pytaniem jest to, o czym wtedy myślimy. Jeżeli podczas wykonywania jakiegoś zadania Twój system poznawczy ma dostatecznie dużo luzu (tj. dostatecznie dużo niezaangażowanych zasobów poznawczych), to lubi uciekać w przyszłość (Baird, Smallwood, & Schooler, 2011; D’Argembeau, Renaud, & Van der Linden, 2011; Smallwood i inni, 2009). Dokładając do tego fakt, że nasze myśli dotyczą często naszej własnej osoby (Klinger, 1999; McVay & Kane, 2010a,2010b; Smallwood i inni, 2004), otrzymujemy przepis na planowanie celów oraz ogólną refleksję na temat swojej przyszłości i symulowanie przebiegu przyszłych zdarzeń.

Planowanie autobiograficzna pojawia się wtedy, kiedy umysł może sobie na to pozwolić, czyli podczas wykonywania prostych zadań, które w znikomym stopniu obciążają pamięć roboczą (McVay & Kane, 2010a, 2010b; Teasdale, Lloyd, Proctor, & Baddeley, 1993). Z takiej perspektywy fantazjowanie przestaje być czymś, czemu przypinamy łatki jedynie z negatywnymi przymiotnikami. Efektywność mózgu w tym zakresie jest oszałamiająca, biorąc pod uwagę fakt, że nie marnuje on niewykorzystywanych w zadaniu  zasobów poznawczych, lecz wykorzystuje je do planowania i antycypacji. W każdym razie skupia się na tym o wiele częściej, niż na myśleniu o chwili obecnej lub przeszłości (Baird i inni, 2011).

daydream

Kreatywny fantazjujący umysł

Scenariusz nagłego olśnienia jest wszystkim dobrze znany. Jest sobie bliżej nieokreślony naukowiec, który próbuje rozwiązać jakiś problem, ale nie bardzo mu to wychodzi. Pewnego dnia jednak bang! Rozwiązanie samo wpada mu do głowy. Chwileczkę… samo?

Wam też się to pewnie zdarzało wiele razy. To, że nie siedzicie właśnie pochyleni nad jakimś problemem, nie znaczy, że mózg nie stara się go rozwikłać. Mind-wandering okazuje się być właśnie tym procesem, który generuje rozwiązania pod Waszym nosem i wychodzi mu to szczególnie dobrze, gdy umysł idzie sobie na spacer. Mówiąc prosto: im częściej błądzisz myślami, tym bardziej kreatywny jesteś. Standardowym testem służącym do pomiaru poziomu kreatywności jest test UUT (unusual uses task). Polega on na tym, że badanym pokazuje się prosty przedmiot (np. cegłę) i prosi się ich o podanie jak największej liczby nietypowych zastosowań tego przedmiotu.

ADHD

Badania wskazują na korelację pomiędzy MW a poziomem kreatywności. Widać to dobrze u osób z ADHD (Attention deficit hyperactivity disorder), które osiągają znacznie lepsze wyniki w testach mierzących kreatywność niż osoby pozbawionego tego zaburzenia (ADHD, jak sama nazwa wskazuje, wiąże się z deficytami uwagi, a więc skłonnościami do MW) (White & Shah, 2006).

Efekt inkubacji

Nadmierne skupianie się na rozwiązaniu zadania może skutecznie blokować kreatywność (Dijksterhuis & Meurs, 2006). Sposobem na przełamanie tej blokady jest strategia oparta na efekcie inkubacji (incubation effect), czyli zwyczajne zrobienie sobie przerwy od wykonywanego zadania. Co ciekawe, efekty inkubacji są najbardziej skuteczne wtedy, gdy podczas przerwy zajmujemy się niezbyt wymagającym poznawczo zadaniem, co pozwala przeznaczyć fragment zasobów na kreatywne błądzenie myślami (Sio & Ormerod, 2009). Co więcej, zajmowanie się czymś lekkim jest znaczniej bardziej efektywne niż branie na klatę czegoś pochłaniającego całą naszą pamięć roboczą (wtedy umysł nie może sobie pozwolić na MW), odpoczywanie lub nie robienie przerwy w ogóle (Baird i inni, 2012).

W tym momencie na sali powinien rozprzestrzeniać się cień wątpliwości: No dobra, ale skąd wiadomo, że efekt inkubacji działa? A może ludzie kreatywni po prostu lepiej sobie radzą z zadaniami UUT? Zbadano również i to. Robienie przerwy miało jakikolwiek sens tylko i wyłącznie wtedy, gdy badani wracali do tego samego zadania. Efekt zanika, gdy po okresie inkubacji musimy się zmierzyć z czymś innym, niż mieliśmy do czynienia przed przerwą. Wyklucza to możliwość, że ludzie kreatywni lepiej radzą sobie z zadaniami UUT w ogóle, lecz wspiera hipotezę, że podczas przerwy (gdy mamy możliwość odpłynąć myślami) uwalniamy swoją kreatywność.

Dużo prawdy jest więc w tym, że dobrze na jakiś czas zostawić problem, z którym nie możemy się uporać. W trakcie takiej przerwy bardzo możliwe jest, że wpadniemy na pomysł, który był skutecznie blokowany przez nadmierne skupianie się na zadaniu. Sprawdza się to dobrze na egzaminach: jeśli męczysz się z jakimś zadaniem, to zostaw je na jakiś czas i zajmij się resztą testu.

post-64231-this-is-fine-dog-fire-comic-Im-N7mp

Walka z nudą

Autorzy metaanalizy (na której się opieram pisząc ten post) sugerują jeszcze inne profity wynikające z MW. Czasami zdarza się, że musimy poświęcić czas czynności, która nas kompletnie nie interesuje i ogólnie mamy ją w głębokim poważaniu. Brak zainteresowania tym, co musi się robić przeważnie koreluje z męką i lekkim podkurwieniem. Co trzeba jednak zrobić, to trzeba zrobić. MW w takich sytuacjach ma sens i adaptacyjny charakter, gdyż pomaga odizolować się od niekomfortowej rzeczywistości. Żeby na czymś się skupić potrzebne jest minimum ciekawości. Wie to każdy, kto siedział kiedyś na nudnym wykładzie i starał się nie przysypiać. Błądzenie myślami staje się formą ucieczki, która pomaga z walce z nudą.

Sadystyczni naukowcy wzięli kilku badanych i kazali im wykonywać cholernie nudne zadanie przez 45 minut (Baird, Smallwood, & Schooler, 2010). Mierzyli oni (przed oraz po badaniu) nastrój i wyszło na to, że ludzie są generalnie mniej szczęśliwi, gdy muszą brać w udział w tak nudnej czynności. Jednak u tych, którzy oddawali się MW, spadek poziomu szczęścia nie był tak znaczny. W świetle tych wyników można stwierdzić, że adaptacyjny charakter mind-wandering’u może wiązać się z redukcją kosztów emocjonalnych podczas zajmowania się nudnymi sprawami.

Oprócz tego MW zniekształca postrzeganie czasu (na naszą korzyść). Gdy się nudzimy, to 45 minut zdaje się ciągnąć w nieskończoność. Błądzenie myślami sprawia, że subiektywne odczucie czasu skraca się, szczególnie w porównaniu z tymi, którzy na odpływanie w krainę fantazji sobie nie pozwalają.

Nie taki umysł straszny, gdy wędruje

Wymienione korzyści adaptacyjne mind-wandering’u są jedynie tymi, które udało się zaobserwować i zbadać. Niewykluczone, że jest ich znacznie więcej. Często siebie obwiniamy za to, że ciężko nam się na czymś skupić. Nie zawsze odpływanie myślami jest korzystne w danym momencie, jednak znajomość celów, w imię których wolimy sobie generować w głowie alternatywne światy zamiast skupić się na tym rzeczywistym, może pomóc w zrozumieniu naszej obecnej sytuacji. I zamiast brać za pysk swój umysł i kazać mu się skoncentrować, warto zastanowić się czemu tak chętnie ucieka? Jest to wyjście znacznie bardziej praktyczne, niż bezowocne zmuszanie się na siłę do zrobienia czegoś. Może ma do przemyślenia kilka ważnych kwestii i należy dać mu na to chwilę? Może drąc na niego japę blokujemy pokłady kreatywności, bez których znalezienie rozwiązania wydaje się być sytuacją beznadziejną? Albo to, co robimy jest tak mało interesujące, że trzeba przysiąść i zastanowić się nad tym czemu to robimy i jakie z tego mamy korzyści?

Strategie adaptacyjne, które przyswoił sobie mózg są znacznie starsze niż sądzimy (a myślenie, że zmienimy je siłą woli jest dosyć naiwne). Znacznie łatwiej nawiązać z umysłem dialog i starać się go przekonać, pokazać mu powody i potencjalne plusy wykonania jakiegoś zadania, niż zmuszać go do czegokolwiek. Bo prawdopodobnie, gdy tylko odwrócisz wzrok, spierdoli w lepsze miejsca.


Techniczne sprawy:

Post jest mieszanką przede wszystkim metaanalizy dotyczącej MW oraz wiedzy zdobytej na zajęciach Myśli oderwane od zadania. Jeżeli chodzi o badania, to ich spis jest zawarty we wspomnianej metaanalizie (nie miałem siły przepisywać wszsytkich).

StudyHack #1: Jak skutecznie wygłuszać otoczenie

Poza teoretycznymi zagadnieniami, które są wręcz niezbędne w budowaniu solidnej i sensownej wiedzy na temat działania mózgu, warto czasem sypnąć konkretnymi praktycznymi radami.

Postanowiłem więc rozpocząć cykl StudyHacks, w którym pojawiać się będą krótkie wpisy o ciekawych trickach, jakie można wykorzystywać w trakcie uczenia się. Będą to wskazówki oparte na mocnych naukowych postawach, jak i moje subiektywne spostrzeżenia, które mogą ułatwić lub umilić godziny spędzone nad wkuwaniem treści, które prawdopodobnie nigdy Ci się do niczego nie przydadzą. Oto więc pojawia się seria, która zaspokoi (mam nadzieję) Wasze pragmatyczne zachcianki i potrzebę dostawania prostych i skutecznych rozwiązań.

Szum słyszę, czyli jak skutecznie wygłuszać otoczenie

Scenariusz wygląda mniej więcej tak: siedzisz sobie i próbujesz się uczyć do jutrzejszego testu, przy czym średnio co 5 minut pada wiązanka przymiotników, których nie wypada mi tutaj wymieniać. Presja czasu nie pomaga, tym bardziej lekkie wkurwienie, że inni domownicy, z którymi przyszło Ci mieszkać, gdzieś mają to, że próbujesz się skupić. Chęć skupienia się skutecznie gnojona jest przez nieprzyjazne nauce środowisko. Uwaga co chwile gdzieś ucieka, bo ludzie dookoła za głośno rozmawiają lub puszczają bez skrępowania głośno muzykę. Generalnie, sytuacja jest patowa.

Większość z Was w tym momencie zakłada słuchawki i puszcza swoją muzykę. Jest to jakieś wyjście, gdyż w ten sposób odcinasz się od dystraktorów (tj. bodźców, które odciągają Twoją uwagę). Przeważnie to nawet działa, jednak to nadal jest wybieranie mniejszego zła, gdyż muzyka też nie jest dobrym tłem, dla uczenia się. Piosenki też w jakiś sposób kradną trochę Twojej uwagi. Czasami mniej (gdy słuchasz muzyki instrumentalnej i w miarę spokojnej), czasami więcej (gdy słuchasz kawałków, z którymi wiążą się jakieś emocje lub, o zgrozo, z wokalem). O tym, jak różne rodzaje muzyki wpływają na proces uczenia się i na jakiej zasadzie to działa będzie w osobnym poście. Warto jednak przyjąć, że muzyka też nie jest najlepszym rozwiązaniem, chociaż w niektórych sytuacjach pomaga. Oczywiście jest to w dużej mierze kwestia subiektywna, czy ktoś lubi się uczyć przy muzyce, czy nie. Dla niektórych osób faktycznie nie jest to problem. Tym bardziej, jeżeli wybierają odpowiedni gatunek muzyki. Nie wszyscy jednak lubią i potrafią tak się uczyć.

Jest jeszcze inne wyjście, które może skutecznie zastępować muzykę i skutecznie wygłuszać drących ryja lokatorów. Dziwne, ale działa. Możesz sobie włączyć dźwięk odkurzacza lub innego szumu. Osobiście preferuję odkurzacz, choć nie ma to większego znaczenia. Może to być dźwięk wodospadu, deszczu, miksera lub czegokolwiek, co jest monotonne. Na youtube jest pełno takich filmików.

vacuum
„W jaki niby sposób słuchanie odkurzacza ma mi pomóc?”

Po pierwsze, podobnie jak muzyka odcina Cię od niekorzystnego środowiska i dystraktorów, co pomaga skupić się na wykonywanym zadaniu. Po drugie, w odróżnieniu od muzyki (co jest niewątpliwą przewagą tego rozwiązania) powtarzający się, monotonny i bezsensowny dźwięk bardzo łatwo ulega habituacji (inaczej mówiąc, mózg bardzo szybko się do niego przyzwyczaja i przestaje go zauważać). Po bardzo krótkim czasie przestajesz sobie zdawać sprawę, że siedzisz jak przygłup i słuchasz dźwięku odkurzacza. Posrane, ale działa! Jeżeli więc nie chce Ci się iść do biblioteki lub kupować zatyczek do uszu, to odpalaj odkurzacz.